Rozporządzenie Rady (WE) nr 834/2007 wymienia dwa zakazy, którym poświęcono odrębne artykuły, co świadczy o ich istotności. W art. 9 zawarty został zakaz stosowania GMO. Natomiast w art. 10 zakazano stosowania w produkcji ekologicznej promieniowania jonizującego. O ile jednak wątek organizmów modyfikowanych genetycznie (GMO) wzbudzał wśród Polaków duże zainteresowanie, skutkiem czego pisano na ten temat obszernie na łamach różnych periodyków, a Polska w październiku 2015 roku podpisała klauzulę opt-out, która umożliwiała indywidualnym członkom UE wprowadzenie zakazu upraw GMO, o tyle wiedzę w zakresie metody utrwalania żywności poprzez promieniowanie jonizujące – posiada znikoma liczba osób. Skoro obydwie wymienione kwestie zostały potraktowane na szczeblu unijnym równoważnie, przyjrzyjmy się nieco bliżej zagadnieniu, które w zasadzie nie istnieje w polskiej świadomości zbiorowej.
Dzięki użyciu promieniowania jonizującego poddana obróbce żywność ulega utrwaleniu lub higienizacji, poprzez całkowitą sterylizację produktu lub istotne zredukowanie liczby znajdujących się w nim mikroorganizmów, za sprawą destrukcji patogenów, hamowania procesów fizjologicznych i działania enzymów, zabiciu pasożytów poprzez uszkodzenie ich jądra komórkowego i zawartego w nim DNA.
W dostępnym dla szerszego grona piśmiennictwie krajowym można przeczytać, iż stwierdzono, że żywność utrwalana radiacyjne nie jest toksyczna, radioaktywna, rakotwórcza ani mutagenna, a „napromienianie żywności nie zmienia wartości odżywczej jej podstawowych składników: węglowodanów, białek i tłuszczów”. W innym artykule podano, że „(…) Wywołane promieniowaniem zmiany w podstawowych składnikach żywności, tj. węglowodanach, białkach i tłuszczach, nie mają istotnego wpływu na wartość odżywczą artykułu spożywczego. Walory smakowe również pozostają niezmienione”. Istnieje, jak widzimy, pewien margines swobody oceny efektów jonizacji, który w tym przypadku waha się pomiędzy „nie zmienia wartości odżywczej”, a „nie ma istotnego wpływu na wartość odżywczą”, który każdy z nas osądzi indywidualnie. Zwłaszcza, że w dalszej części artykułu dowiadujemy się, iż „(…) Podobnie jak inne procesy utrwalające, również radiacja powoduje pewne zmiany chemiczne w żywności. Ich rodzaj i zasięg zależą od chemicznego składu produktu, dawki promieniowania, temperatury oraz dostępu światła i tlenu podczas procesu napromieniania. Pod wpływem promieniowania jonizującego tworzą się m.in. wolne rodniki i zmniejsza się o 20-60% zawartość witamin A, B1, C i E”.
Natomiast inny autor wskazuje, że „(…) Dobierając odpowiednio warunki w jakich dokonuje się proces napromieniania można np. zmniejszyć straty witamin lub uniknąć niekorzystnych zmian smakowych w produktach o dużej zawartości tłuszczów”. Zatem, w zakresie walorów smakowych prezentowane stanowisko również nie jest jednorodne, gdyż z jednej strony wskazuje się, że w efekcie zastosowania metody radiacyjnej walory smakowe żywności pozostają niezmienione, z drugiej strony podejmowane są starania, by uniknąć zmian smakowych w produktach o dużej zawartości tłuszczu.
Czy tworzenie wolnych rodników i znaczące, a w niektórych przypadkach przeważające, redukowanie witamin w żywności, pomijając nawet uważaną za drugorzędną dla naszego zdrowia kwestię walorów smakowych, jest tak mało istotne dla naszego życia, że mamy się na to godzić? Współcześnie jesteśmy bombardowani informacjami obciążającymi wolne rodniki nie tylko za starzenie się, defekty urody, ale również bardzo poważne choroby, m.in. miażdżycę i raka. Czy wiedząc o tym, chcemy się narażać na dodatkowe ryzyko, zwłaszcza, że możemy je w prosty sposób wyeliminować? Dla wielu z nas - to decyzja podjęta w pewnym momencie życia zupełnie świadomie i potwierdzana codziennie na nowo, przy takich prostych czynnościach, jak zakupy – zakupy żywności ekologicznej. Dla mniej licznych – decyzja życiowa o zakupie terenu z dala od miejskiego zgiełku i przeniesienia tam swojego centrum bytowania na zupełnie innych zasadach, gdzie bycie „Eko” – to filozofia życia.
Rocznie na świecie poddaje się obróbce radiacyjnej kilkaset tysięcy ton produktów zarówno pochodzenia roślinnego, jak i zwierzęcego. Prym w tym zakresie wiodą Chiny (prawie 150 tys. ton żywności i ponad sto stacji utrwalania żywności) oraz USA (około 100 tyś. ton w 20 stacjach).
Czy potrzebna jest nam tak dalece posunięta ingerencja w żywność, w jej strukturę? Pamiętajmy, że każdy organizm, nawet najmniejsza bakteria, ma do spełnienia ważną rolę w przyrodzie. Pozbawianie żywności mikroorganizmów, często spełniających korzystną rolę w życiu człowieka, zmienia florę bakteryjną ludzkiego organizmu. Czy aby na pewno jest to dla nas korzystne?
Autor tekstu: Maria Dziekońska